Normalną rzeczą jest, że inwestor przed podpisaniem umowy zbiera wszelkie informacje na temat wykonawcy. W przypadku opisywanego dachu, wyróżnionego w V edycji konkursu "Pochwal się dachem", nie musiał zbytnio się trudzić – firma dekarska Dach-System Stanisława Jagieły jest dobrze znana w okolicach Warszawy i może się pochwalić wieloma referencyjnymi realizacjami.

Od tej strony dach wygląda na nieskomplikowany
Stanisław Jagieła pochodzi z Podhala, ale obszar jego działalności to głównie okolice Warszawy. Zdobył tu sobie sporą renomę, a w dodatku może się pochwalić tytułami Dekarza Jakości i Blacharza Jakości. Nic więc dziwnego, że nie ma problemów ze zleceniami, a klienci muszą niekiedy zaczekać na swoją kolej.
Zasad należy przestrzegać
Jako „stary praktyk” wie, że podejmując się wykonania dachu, bierze na siebie odpowiedzialność nie tylko za pokrycie i obróbki, ale również i konstrukcję. Gdy z gotowym dachem dzieje się coś złego – dachówki klawiszują, odstaje blacha, czy wręcz pojawiają się przecieki – pierwsze, co robi inwestor, to wykonuje telefon do dekarza.

Ale trudności kryją się po drugiej stronie
Dobra firma nie może sobie pozwolić na układanie pokrycia na niewypoziomowanym dachu czy na źle skonstruowanych wolich oczkach. Doświadczony dekarz sprawę stawia jasno – zlecenie zostanie przyjęte, ale na jego zasadach. I zdarza się, że gotowe już lukarny trzeba rozbierać i stawiać od nowa… To dodatkowy koszt, ale lepiej chyba ponieść go na etapie budowy domu niż za jakiś czas płakać i płacić kilka razy więcej. Tak właśnie postąpił Stanisław Jagieła w przypadku prezentowanego dachu na domu pod Piasecznem.

Wole oka nie są idealne, ale dekarze zrobili co mogli
Tu cieśle nie poradzili sobie z konstruowaniem wolich oczek. Wprawdzie dało by się je pokryć wybranymi na pokrycie karpiówkami, ale ich układanie na siłę przerażało mnie – powiedział S. Jagieła – Oświadczyłem wyraźnie: zlecenie przyjmę, ale pod warunkiem, że rozbierzemy je i zrobimy od nowa sami. Inwestor nie był szczęśliwy, ale ostatecznie wykazał się rozwagą i zgodził się na to.

Karpiówki przylegają szczelnie niczym łuski
Jakościowe produkty = dach na dekady
Budowa domu to poważna inwestycja, a dach jest najważniejszą jego częścią. W związku z tym nie powinno się na nim oszczędzać, gdyż zemści się to wcześniej czy później. Inwestor otwarcie stwierdził, że mimo iż koszty dachu go przerastają, to nie ma zamiaru bawić się w nieznane i eksperymentować z materiałami słabej jakości. Miał swoje typy, które poddał wykonawcy dachu pod rozwagę. Stanisław Jagieła podpowiedział mu jeszcze kilka produktów, w tym m.in. markę Meyer-Holsen. I zdecydował się właśnie na glazurowaną dachówkę karpiówkę Meyer-Holsen w kolorze niebieskim oraz orynnowanie i blachę Rheinzink prePatina Walzbank.

Linia grzbietu
Inwestor na wakacjach, dekarze w pracy
Uzgodniono detale, podpisano umowę, ustalono termin rozpoczęcia prac i… inwestor wyjechał na wakacje. Nie było go podczas najtrudniejszych prac, czyli przeróbki wolich oczek. Inspektor nadzoru inwestorskiego nie wykazał się wielkim zaangażowaniem podczas prac ciesielskich i nie sprawdzał dokładnie poszczególnych detali i jakości ich wykonania, nie mówiąc o wykonaniu zgodnym z projektem. Przeróbki wymagały wzmocnienia konstrukcji dachu i rzecz oparła się o biuro projektowe. Więźbę wprawdzie wzmocniono, ale i tak nie dało się zbudować lukarn o idealnych proporcjach, gdyż okazało się, że pod wymiar starych zostały już zamówione okna. Dekarze wyprowadzili je więc tylko tak, jak to było możliwe.

Komin inny niż murowany byłby tu dysonansem
Następne były obróbki blacharskie, układane na rąbek. Stanisław Jagieła preferuje tutaj blachę cynkowo-tytanową. Jak sam mówi, wymaga to trochę więcej zabawy, ale zyskuje na tym każdy budynek (oczywiście pod warunkiem, że blacharz zna się na swojej robocie): Obróbki przymurowe zawsze wykonuję z pasem wodnym – woda powinna zawsze być odprowadzona do rynny czy na pokrycie dachowe, a nie uciekać gdzieś pod pokryciem. Przy zastosowaniu obróbek podwójnych i dylatowanych nigdy do tego nie dojdzie.

Taki kosz na nokach wymagał od dekarzy niemało zaangażowania
Wreszcie można było przystąpić do układania pokrycia. To najbardziej ekscytujący dla inwestora etap pracy, bo zaczyna efekty pracy dekarzy zaczynają być widoczne. Do tej pory fachowcy tylko cięli i gięli blachę, montowali rynny… A teraz dach zaczyna przybierać konkretny kształt! Zwykle teraz budujący jeszcze chcą wprowadzić na dachu zmiany. W naszym przypadku właściciel uznał, że do dachu nie pasuje komin z okładziną z płytek, które mogą odpaść. Jedynym słusznym rozwiązaniem mógł być tylko komin murowany z pełnej cegły.

Trzy wole oczka to nie jedyne faliste linie na tym dachu
Po postawieniu komina ekipa wykonała jego obróbkę i dokończyła krycie dachu. Nie bez problemów jednak. Jedyny na dachu kosz miał być wykonany na nokach (to idealne rozwiązanie dla dachówek glazurowanych, gdyż wtedy nie widać ich docinanych krawędzi). Wymaga on jednak, aby stykające się połacie dachowe były wypoziomowane i pochylone dokładnie pod tym samym kątem. Tutaj tak nie było i dekarze znowu musieli poprawiać robotę cieśli, czyli trasować dach klinami.
Rękojmie, gwarancje
Ostatecznie realizacja dachu zamknęła się w 7 tygodniach. Pierwotny harmonogram przewidywał 5, ale prace wydłużyły się z powodu murowania komina i wprowadzania niezbędnych poprawek.

Obróbki blacharskie i orynnowanie wykonano z tytan-cynku
Ponieważ do budowy użyto materiałów wysokiej jakości, inwestor uzyskał do Stanisława Jagieły 10 lat rękojmi na wykonane roboty. Gwarancje na materiały są zgodne z danymi producenta, czyli np. dla karpiówek Meyer-Holsen wynosi ona 50 lat).